piątek, 1 maja 2015

Rozdział 4 "Studia"

Federico
Ale ja jestem głupi.
- Fede ona serio jest na ciebie wściekła za wczoraj. Nie dość, że ją wystawiłeś to jeszcze okłamałeś - powiedział do mnie Leon.
- No wiem ale.. to Diego mnie wyciągną na tą imprezę - broniłem się.
- Ją to nie przekonuje. Radzę ci jakoś z nią pogadać aby ci wybaczyła bo za miesiąc wyjeżdża i nie zobaczysz jej przez kilka lat - stwierdził a ja na niego spojrzałem.
- Jak to wyjeżdża? - zapytałem
- Dostała się na studia i wyjeżdża - wzruszył ramionami.
- TY - wskazałem na kumpla gadającego z przyjaciółmi mojego kuzyna. - Po jaką cholerę ty mnie wyciągałeś na tą imprezę? - wkurzyłem się podchodząc do niego
- No bo reszta szła to co? Mieliśmy siedzieć jak idioci w domu? - zapytał
- Ja bym na przykład tak wolał. Od teraz nie jesteśmy już kumplami - odszedłem od nich. Chodziłem cały czas po mieście bez celu. I co ja mam teraz zrobić? Jak ona wyjedzie to co ja zrobię? Powiedziała, że mi pomaga bo chce a ja co zrobiłem? Niby chciałem aby mi pomogła ale ją zawiodłem. Jestem debilem. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer ślicznej blondynki, która nawiasem mówiąc teraz mnie nienawidzi. 
- Halo? - usłyszałem jej głos
- Ludmiła pogadaj... - nie dokończyłem bo się rozłączyła. - Jestem idiotą - wykrzyknąłem na głos a ludzie na mnie spojrzeli. Nie przejąłem się tym tylko poszedłem w stronę mieszkania. 
Kilka dni później.
Leon i Viola zaprosili mnie do Resto. Nie wiem po co ale się zgodziłem.
- Dobra to po co kazaliście mi przyjść? - zapytałem podchodząc do ich paczki
- Bo nie masz co robić a jeśli będziesz z nami siedział to spędzisz trochę czasu z naszą Ludmi - wyjaśnił Broduey.
- Tak? Chyba wam się to nie uda - westchnąłem.
- Siadaj i nie marudź - rozkazał mój kuzyn a ja usiadłem koło niego.
- Hej miśki - po kilku minutach do baru weszła Ludmiła. - Pa - odwróciła się i chciała wyjść jak tylko mnie zobaczyła.
- Lu zaczekaj - wstałem i poszedłem za nią.
- Daj mi spokój - nie odwracała się tylko szła dalej.
- Przepraszam, że tak wyszło. Nie chciałem cię wystawić. Diego powiedział, że wszyscy nasi znajomi idą na tą imprezę i jeśli nie pójdziemy to będziemy idiotami siedzącymi w domu. No to się zgodziłem. Miałem tam być tylko chwilę bo chciałem iść do ciebie. Jednak chłopaki mnie namówili abym trochę wziął i no wiesz jak to jest z osobami z nałogiem. Nie dałem rady odmówić. Miałem wziąć tylko trochę ale skończyło się na tym, że wziąłem więcej niż miałem w planie a później wy przyszliście. Przepraszam - zakończyłem swój monolog.
- Nie chcę żadnych przeprosin i to od takiego debila. Myślałam, że jak ci będę pomagała to coś zdziałam ale najwyraźniej tobie już nie można pomóc - przyznała nadal idąc przed siebie.
- To co mam zrobić abyś mi wybaczyła? - zapytałem a ona się zatrzymała i odwróciła w moją stronę
- Nic. Nic bo ja nigdy ci nie wybaczę - po wypowiedzeniu tych słów odwróciła się i szybkim krokiem odeszła.

Miesiąc później.
Ludmiła
Przez ostatni miesiąc każdą minutę spędzałam z przyjaciółmi i rodziną. Dzisiaj już wyjeżdżam. Wyjeżdżam do Hiszpanii na 4 lata. Tyle czasu bez moich najbliższych. Co ja zrobię? Nikogo tam nie znam. Jak już tu wrócę będę miała 23 lata. Mam nadzieję, że znajdę jakąś pracę.
- Ludmiła - zawołał mnie wujek z dołu. Popatrzyłam jeszcze raz na swój pokój, chwyciłam walizkę i zeszłam na dół.
- Gotowa? - ciocia na mnie spojrzała
- Na to żeby was opuścić nigdy nie będę gotowa ale chcę jechać na te studia - przyznałam.
- Chodźmy - wyszliśmy z domu i poszliśmy do auta. Dojechaliśmy na lotnisko w ciągu 20 minut. Kiedy weszliśmy do budynku czekali na mnie już tam przyjaciele.
- Słuchajcie na prawdę będzie mi was brakować. Najbardziej na świecie. To wy mi pomogliście po śmierci rodziców. Kocham was najbardziej na świecie i zawsze tak będzie. Obiecuję, że codziennie będę dzwonić do was - odparłam.
- No chodź tu kochanie - ciocia i wujek mnie przytulili.
- Pa skarbeczku - przytuliłam moją kuzynkę i pocałowałam ją w czółko. - Viola uwielbiam cię i będę tęsknić. Znamy się od dziecka. Nigdy się nie kłóciłyśmy i... - przerwała mi.
- Przestań bo się rozpłaczę - poprosiła po czym się przytuliłyśmy.
- Kocham cię - szepnęłam do jej ucha.
- Ja ciebie też - wyszeptała.
- Leon ty weź się nią opiekuj dobra? - spojrzałam na niego
- Przecież wiesz, że będę - uśmiechnął się i mnie przytulił. - Będę tęsknić - dodał.
- Ja też - powtórzyłam. - Naty nie kłóć się tak często z Maxi'm jak wcześniej ok? Mam nadzieję, że jak wrócę to nadal będziemy chodziły na te nasze zakupy - powiedziałam do niej.
- Z tym pierwszy nie wiem czy mogę ci to obiecać bo nas znasz ale obiecuję, że te nasze zakupy zawsze będziemy robić razem - przytuliłyśmy się mocno.
- Maxi ja ciebie proszę tylko o jedno... nie zmień się przez te 4 lata. Bądź tym samym Maxi'm co go tak uwielbiam - poprosiłam.
- Też będę tęsknić - przytulił mnie do siebie.
- Andi ja mam nadzieję, że ty choć trochę zmądrzejesz - zaśmiałam się podchodząc do niego.
- Ludmiła nie oszukujmy się... do tego nigdy nie dojdzie - stwierdził.
- To przynajmniej się nie zmień - po moich policzkach już spływały łzy. - Broduey, Marco wy dbajcie o dziewczyny proszę was i nie zapomnijcie, że jeśli je skrzywdzicie ja skrzywdzę was - pogroziłam im zabawnie palcem. - Ale tak na serio to będę za wami tęsknić - przytuliłam najpierw Marco a później Broduey'a.
- My też - odparli.
- Cami będzie mi ciebie brakować. Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Jak każdy z was. Tylko proszę cię nie zmień się i bądź zawsze uśmiechniętą i wybuchową Camilą Torres ok? - zapytałam
- Zawsze nią będę - obiecała po czym się przytuliłyśmy.
- Fran wiesz co? Nie wiem co ci powiedzieć bo normalnie już płaczę - przyznałam. - Po prostu powiem ci to co wszystkim. Nie zmieniaj się. Kocham cię bardzo mocno - wyszeptałam.
- Ja ciebie też Lud - od razu się przytuliłyśmy.
- Będę za wami tęsknić - powiedziałam do wszystkich. - Pa - pomachałam im, wzięłam rączkę walizki i skierowałam się w stronę wejścia do samolotu.
- LUDMIŁA - usłyszałam jakiś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Federico. Co do niego to się do niego nie odzywałam przez ten miesiąc. Podbiegł do mnie cały zdyszany. Wygląda jakby biegł całą drogę na lotnisko.
- Czego chcesz? - zapytałam oschle
- Słuchaj nie chcę abyś mnie tak zapamiętała - wyznał.
- Sam do tego doprowadziłeś - popatrzyłam na niego.
- I cię za to przepraszam - powtórzył już któryś raz. - Przepraszam za to co zrobiłem. Wiem nie powinienem. Jestem idiotą i mogę to wykrzyczeć na całe lotnisko. Tylko proszę wybacz mi - spojrzał mi w oczy.
- Federico powiedziałam ci coś - przypomniałam mu.
- Ja wiem ale... ja sobie tego nie wybaczę jeśli ty zapamiętasz mnie jako debila, który tylko zmarnował ci dwa tygodnie na pomoc z nałogiem a i tak się nie wyleczył - powiedział.
- Muszę iść - chciałam odejść ale mnie zatrzymał.
- Dobra skoro mi nie wybaczysz wiedz tylko jedno... - zaczął - Ja... ja cię kocham i będę na ciebie czekał nawet przez te kilka lat - oznajmił mi patrząc w moje oczy.
- Żegnaj Federico - odwróciłam się i ruszyłam w stronę wejścia do samolotu.
- Przepraszam - usłyszałam jeszcze raz jego głos po czym weszłam do ogromnej latającej maszyny. Zajęłam swoje miejsce i czekałam aż samolot wzniesie się do góry.


Violetta
Podeszliśmy do Federico.
- Cholera jasna - usłyszeliśmy jego głos kiedy opierał się o ścianę. Już chciał uderzyć w nią głową ale Leon go zatrzymał.
- Ej co ty robisz? - zapytał patrząc na kuzyna
- Wyładowuje się - odpowiedział.
- Co żałujesz teraz, że ją wystawiłeś? - spytałam
- Szczerze? - spojrzał na nas a my pokiwaliśmy głowami - Najbardziej na świecie. Ja nie rozumie jak mogłem być takim idiotą, takim debilem. Przez swoją głupotę straciłem super dziewczynę, która mi się podoba. Nie sory, którą kocham chociaż ona mnie nadal nienawidzi - wyznał.
- Kochasz ją? - zdziwieni na niego spojrzeliśmy
- I co z tego? Wyjechała. Nie wiem nawet kiedy wróci. Zresztą jak wróci nadal nie będzie chciała na mnie nawet spojrzeć - podniósł głos po czym opuścił budynek.
- To na pewno twój kuzyn? - zapytał Andres
- Hmm.. Lu mówiła żeby się nie zmienił?! Do tego nie dojdzie - westchnął Maxi.
- Dzieciaki wracajcie do domu - poprosiła nas ciocia Ludmiły.
- Dobrze - popatrzyliśmy jeszcze jak samolot odlatuje i wyszliśmy z lotniska. 
- To co teraz robimy? - zapytała Camila
- Szczerze to ja nie mam na nic ochoty - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ja też. Może chodźmy po prostu do Resto? - zapytała Francesca
- To chodźmy - poszliśmy do baru brata Fran.
- Jak tam? Z tego co widzę to Lu już wyjechała - przyznał Luca patrząc na nas.
- Tak niestety - szepnęła Natalia.
- To co? Może jakiś sok na poprawę humoru co? - spojrzał na nas
- Dzięki Luca - usiedliśmy przy stoliku. Po chwili właściciel przyniósł nam soki.
- Każdy ma swój ulubiony - dodał. - Ej weźcie nie miejcie takich min. Zaśpiewajcie coś - poprosił. - No już Maxi za klawisze, Leon gitara, Broduey to samo, Andres perkusja - zarządził. Chłopaki nie chętnie wstali. - Marco to samo za gitarę się bierz - dodał. - No dalej - pogonił ich.
- Luca dzięki ale nawet śpiewa nam nie pomoże - Włoszka spojrzała na brata.
- Zobaczymy - uśmiechnął się. - Ven y canta - dodał w stronę chłopaków a oni zaczęli grać pierwsze nuty piosenki.

Cura tus heridas busca hoy 
tu melodía vamos
Ven y canta sigue cantando
Piénsalo en color es hoy,
que tu sueño es mi canción
Ven y canta, sigue cantando
Piénsalo en color es hoy
que tu sueño es mi canción

El camino puede ser mejor,
si cantamos puede el corazon

Ven y canta, sigue cantando
El camino puede ser mejor,
si cantamos puede el corazon
cura tus heridas busca hoy tu melodía
vamos

El camino puede ser mejor,
si cantamos puede el corazon
De tu mano, siempre juntos

Ven y canta, sigue cantando
Piénsalo en color es hoy,
que tu sueño es mi canción

- I lepiej? - zapytał
- Troszeczkę - pokazałam palcami.
- Ale ważne, że jest - wzruszył ramionami i wrócił do obsługiwania klientów.
- My już idziemy - Naty, Maxi, Cami i Broduey wyszli z Resto jeszcze się z nami żegnając.
- Ja też - Andres wyszedł zaraz za nimi.
- Dobra ja pomogę Luce - postanowiła Fran.
- Pomogę ci - Marco poszedł za nią.
- Chodźmy - Leon złapał mnie za rękę i wyszliśmy z baru. Poszliśmy w stronę parku. Z daleka zauważyliśmy Federico siedzącego na ławce.
- Debil ze mnie - krzyczał co jakiś czas.
- Fede - podeszliśmy do niego.
- Przestań się obwiniać - poprosiłam.
- Nie rozumiecie - wstał i odszedł.

2 komentarze:

  1. O niee, Lud wyjechała :( Kochany Luca <3 No i biedny Fede :( Ale z drugiej strony, należało mu się, trzeba było nie wystawiać Ludmi! Super rodział ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. O niee, Lud wyjechała :( Kochany Luca <3 No i biedny Fede :( Ale z drugiej strony, należało mu się, trzeba było nie wystawiać Ludmi! Super rodział ❤

    OdpowiedzUsuń

Followers