niedziela, 11 października 2015

Praca konkursowa | Fedemila | Miejsce II | Vanessa Hale

 Wakacje. Blondynka właśnie zmęczona wracała ze szkoły. Jej czarna spódniczka falowała na wietrze, a śnieżnobiała koszula idealnie podkreślała jej szczupłą sylwetkę. W ręce niosła świadectwo, jak zwykle z czerwonym paskiem. Już ją to męczyło. Co roku to samo. Musisz być najlepsza! Musisz się uczyć możliwie jak najwięcej. Wiemy, że cię na to stać.Słowa matki odbijały się echem po jej głowie. Dlaczego tak bardzo zależało im na tym? Aby spędzała tyle czasu nad książkami, podczas gdy inni spotykali się ze znajomymi w pizzerii, czy w parku. Chciała mieć znajomych, lecz, to czego rodzice od niej wymagali wszystko psuło. Nikt nawet nie chciał jej poznać. Przerażała ich jej wiedza. Nie zdawali sobie sprawy, że wiedza na temat przedmiotów ścisłych to nic w porównaniu do tego, co wiedziała o życiu. Pchnęła duże dębowe drzwi i weszła do wielkiego domu. Ciemny granat w przedsionku przyprawiał ją o zawroty głowy. Po co nam taki duży dom? Tutaj zmieściłoby się więcej ludzi, niż w hotelu. Myślała za każdym razem, gdy wchodziła do środka. Dwoje dorosłych ludzi zastała w salonie. Jej matka, jak zwykle, idealnie ubrana i uczesana. Na jej twarzy nie było widać ani jednej oznaki zmęczenia, natomiast ojciec… Ostatnio czuł się coraz gorzej. Bez słowa jednak położyła dyplom na stoliku i weszła po schodach do swojego pokoju. Dwa miesiące, które mogła poświęcić na odpoczynek od tego wszystkiego. Niestety nie. Rodzice nawet wtedy kazali jej czytać grube podręczniki od chemii, biologii, historii. Nigdy im się nie nudziło. Chciała się wyrwać, zrobić coś innego. Coś szalonego…
    Krzyk mamy przeraził ją. Znieruchomiała. Nie potrafiła nawet jej odpowiedzieć.
- Ludmiła, proszę zejdź! Nie będę powtarzać trzy razy, dobrze o tym wiesz!
Słyszała w jej głosie ostrzeżenie. Nie chciała denerwować matki. Zerwała się z łóżka i zbiegła na dół.
- Nareszcie, Ludmiła. Już miałam do ciebie iść. – Uspokoiła się.
- Przepraszam, czy coś się stało? Przysłali nowe książki? – Udawała entuzjazm.
- Nie. – Zaśmiał się ojciec. – Chcemy, żebyś nas wysłuchała, usiądź.
Posłusznie wykonała prośbę taty. Był inny niż mama, łagodny. Ale to nie zmienia faktu, że w oceny i osiągnięcia był bardziej zapatrzony niż w nią. Ludmiłę Ferro. Swoją córkę.
- Wiemy, jak bardzo starałaś się przez wszystkie lata swojej edukacji. Nigdy nie sprawiałaś żadnych problemów. Chcemy ci to wynagrodzić. Co powiesz, na spędzenie całych wakacji we Włoszech?
- Tato, to żart, prawda? Ja chyba śnię.
- Nie córciu, mamy znaleźć inne miejsce? Może sama coś wybierzesz?
- Nie! Ale gdzie konkretnie…
- W Rzymie. - Oznajmiła kobieta zajmująca fotel naprzeciwko dziewczyny. – Ojciec wynajął ci tam domek. Nie jest zbyt duży. Będziesz tam mieszkać sama. To spokojna okolica.
- Dzdziękuję. Nie wiem, co powiedzieć. – Łzy spływały po jej policzkach. Łzy szczęścia.
Czuła się, jak księżniczka, którą całe życie trzymali w wieży bez drzwi, ani okien i nagle wypuścili ją na dwór. Na piękny, kolorowy świat. Przytuliła rodziców. Razem zasiedli do kolacji. Coś się wydarzyło. Rozmawiali z nią. Ta rozmowa nie przypominała ich codziennych konwersacji na tematy związane z nauką, książkami, nauczycielami i ocenami. Czuła się swobodnie, a jednocześnie jakby była w innym świecie. W innym domu, z innymi ludźmi. Co się stało, że zaczęli ją traktować jak swoje dziecko?
    Szczęśliwa, jak nigdy zaczęła pakować swoją walizkę. Dwa miesiące z daleka od domu, rodziców. W dodatku jedzie do Rzymu, zupełnie sama. Była wolna, zawsze o tym marzyła. Jednak wiedziała, że kiedy wróci wszystko się skończy. Znowu ogrom nauki, odpychający ją ludzie. Chciała żyć chwilą i czerpać z niej jak najwięcej. Gotowa do wyjazdu usiadła na łóżku. Zauważyła, że wciąż się nie przebrała. 
    Następnego dnia siedziała już w samolocie, przyglądając się chmurom. Samolot zaczął przybliżać się do lądu, wtedy zauważyła ogromne Koloseum. Już jestem na miejscu, pomyślała z szerokim uśmiechem na ustach. Samolot wylądował, a ona wysiadła odbierając swoje bagaże. Dostała dokładne instrukcje, jak trafić do domku, do miasta, sklepów i wielu innych miejsc. Miała wrażenie, że będzie mieszkać tu do końca życia. Bała się, że zbyt bardzo się przyzwyczai. Że będzie chciała zostać w otaczającym ją świecie. Szła słonecznymi ulicami ciągnąc za sobą walizkę, w drugiej ręce trzymała telefon z mapką. Z zatłoczonych o tej porze ulic znalazła się nagle na niemalże pustej, szerokiej drodze. Zostało tylko kilka metrów. Spoglądała na kolorowe domki wzdłuż drogi obrośnięte cudownymi ogrodami. Spojrzała w górę i zauważyła bladoniebieskie ściany, balkon i kwiaty na nim. Jednak to miał być nieduży domek. A okazał się być willą z basenem. Na szczęście był mniejszy od tego, w którym mieszkała na co dzień. Miała dość przestrzeni. Mijała właśnie ostatni domek po drodze. Kiedy go zauważyła. Siedział nad basenem z kilkoma znajomymi.  Nogi się pod nią ugięły. Jego opalony tors, śliczne czekoladowe oczy i włosy postawione na żelu. Chyba wyczuł jej spojrzenie, ponieważ spojrzał w tamtą stronę. Zarumieniła się, odwróciła wzrok i ruszyła dalej. Otworzyła czarną bramę kluczem, który dał jej ojciec i zamknęła ją z drugiej strony.
    Była we Włoszech już tydzień. Nic niezwykłego się jednak nie działo. Chodziła codziennie do miasta, ale często się gubiła, więc tego dnia postanowiła zostać w „domu”. Położyła się na leżaku w swoim bikini i pozwoliła, aby jej ciało muskały promienie słońca. Nie na długo. Zobaczyła jakiś cień.
- Witaj we Włoszech. – Powiedział w swoim ojczystym języku. Skrzywiona odwróciła się w jego stronę. Na szczęście znała język.
- Ach, nie rozumiesz? Więc miałem rację, że nie jesteś stąd?
- Rozumiem, i nie, nie jestem.
- No tak, jestem roztrzepany. Ty pewnie jesteś Ludmiła.
- A ty to… - Udała to pytanie za konieczność, jednak bardzo ją to interesowało.
- Federico. Twój tata wspominał, żebym…
- Mogłam się domyślić, że nie będę zupełnie sama. – Mruknęła pod nosem, jednak na tyle głośno, że bez problemu to usłyszał.
- … Pokazał ci miasto. – Dokończył unosząc brew.
- A, w sumie to już byłam w mieście, ale szybko straciłam orientację w terenie. I wpadłam na co najmniej dziesięć osób. – Zaśmiał się na jej słowa.
- Nieciekawy start, ale jeśli chcesz, wszystko ci pokażę. Nie będę na nic nalegał.
- Chętnie. - Uśmiechnęła się po raz pierwszy.
- Powinnaś robić to częściej Ludmiło. – Wycofał się i zniknął za budynkiem.
    Do środka wróciła około siedemnastej, kiedy już słońce powoli zbliżało się do horyzontu. Wzięła odświeżającą kąpiel, po czym weszła do sypialni. Wszystko wyglądało tak, jak wcześniej, jednak jej uwagę przykuła czerwona róża i kawałek papieru leżące na białej pościeli. Wzięła kwiat do ręki, następnie przyglądając się pięknemu piśmie na kartce.  
Wpadnę jutro o dziewiątej. 
Bądź gotowa. F
Uśmiechnęła się do siebie przygryzając dolną wargę, ale szybko się opamiętała, tak jakby czuła, że ją obserwuje. Czy to ojciec go przysłał, aby miał ją na oku? Miała nadzieję, że nie, bo chyba go polubiła...
    Z samego rana zaczęła się przygotowywać. Ubrała białą, zwiewną sukienkę i czerwone szpilki, które podkreślały jej długie nogi. Przejechała czerwoną szminką po ustach i wzięła jeszcze torebkę w kolorze butów. Była gotowa. Krzątała się po domu przez dwadzieścia minut, zanim to chłopak się zjawił.
    Spacerowali ulicami Rzymu śmiejąc się i rozmawiając. Pokazał jej wiele wspaniałych miejsc. Jakiś czas później wstąpili do restauracji na obiad. Bawiła się naprawdę świetnie w towarzystwie chłopaka. Czuła, że zaprzyjaźnią się. A może to coś więcej niż przyjaźń?
    Wrócili dopiero późnym wieczorem. Federico zaprowadził ją pod same drzwi. 
- Bardzo ci dziękuję. - Uśmiechnęła się. - To był wspaniały dzień.
- To ja dziękuję. Nigdy się tak dobrze nie bawiłem.
Nie wiedziała dlaczego, ale zrobiła to. Przysunęła się do niego dzieląc odległość między nimi i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek, długi i namiętny. Objął ją w tali i przycisnął do siebie jeszcze mocniej.
- Fede, wystarczy. - Odsunęła się. - Śpij dobrze. - Cofnęła się o krok.
- Dobranoc. - Ujął jej dłoń, by po chwili ją puścić i odszedł.
    Spędzali ze sobą coraz więcej czasu, dnie, tygodnie. Zakochała się. Ale nie mogła na to pozwolić. Całowali się nie raz, jednak na tym się kończyło. Wciąż byli tylko przyjaciółmi. Pewnego dnia, gdy siedzieli nad basenem poprosił, aby spojrzała mu w oczy. Bała się, wiedziała, co teraz nastąpi.
- Ludmiła...  - Zawahał się. - Kocham cię.
- Nie Fede. - Pokręciła głową.
- Tak, kocham. Kocham najmocniej na świecie. Kocham cię.
- Nie możesz, zrozum. Oni nie pozwolą.
- Kto? Twoi rodzice? Nie mogą ci zabronić.
- Ja... Ja pojutrze wracam do domu Federico. Nie wrócę tu. To koniec. Oni nigdy na to nie pozwolą. Nie znasz ich. Zależy im tylko na tym, żebym się uczyła. Nie pozwalają na znajomych, twierdzą, że to bezcelowe, a chłopak...
- Ucieknijmy. - Przerwał jej.
- O czym ty mówisz?
- Ucieknijmy jak najdalej. Nie znajdą nas. Już nigdy. 
- Chcesz tego? Uciekać?
- Chce być z tobą. Zrobię wszystko, żeby tak było. 
- Jesteś na to wszystko gotowy?
- Choćby zaraz. Teraz. - Wstał i podał jej rękę. Po chwili oboje stali na nogach.
Nie czekała ani chwili wpiła się w jego usta z taka siłą, że o mało co się nie przewrócili.
    Kilkanaście godzin później byli już daleko. Leżeli na ciepłej plaży wtulając się w siebie.
- Kocham cię. - Wyznała.
- Kocham cię Lu. Już zawsze będziemy razem, nikt nas nie rozdzieli.

Followers